Zadzwoniłam
do drzwi, ignorując sumienie, które kazało mi spierdalać stąd w
podskokach. Nie, to nie sumienie, to zdrowy rozsądek. O ile coś
takiego posiadam. Podążając logika Zico, a raczej jej brakiem, mój
mózg i, co idzie w parze, rozsądek, a także instynkt
samozachowawczy zgubiły się gdzieś pomiędzy Koreą, a Grecją.
Nie wspominajcie mu, że te kraje nie leżą obok siebie. Wciskałam
mu kit przez dwa miesiące, niech chociaż trochę pożyje w
kłamstwie.
Ziewnęłam głośno i przeciągle, po czym spojrzałam na babcię, która wyszła z sąsiedniego apartamentu i obrzuciła mnie niezbyt przyjemnym spojrzeniem. Skrzywiłam usta w grymas, który w założeniu miał być uśmiechem, jednak wyglądał, jakbym właśnie miała wypruć komuś flaki. Przeciągnęłam się, a kark parę razy dał o sobie znać pojedynczymi hałasami. Starsza kobieta wzdrygnęła się, i już gdy splotłam ze sobą palce obu dłoni, by zrobić z nimi to samo, prychnęła i zatrzasnęła za sobą drzwi. Nie rozumiem. Dlaczego dziewczyny nie lubią odgłosu strzelających kości? Przecież to istna muzyka dla uszu! Chyba właśnie tego obawiałam się najbardziej, wprowadzając do jednego domu z Nari. Jednak okazało się, że obie kochamy ten dźwięk, lubimy flaczki, krew i takie tam, no i jakoś tak wyszło.
– Koncert na powitanie? – rzucił Jaehyo, oparty o framugę drzwi. Miał na sobie szare dresy i nieco za dużą, białą koszulkę, co zapewne miało być piżamą lub strojem domowym, jak kto woli. Zerknęłam na jego włosy, które przypominały Grunwald po historycznej bitwie. Miał również lekko podkrążone oczy i obie brwi uniesione do góry. Ups, obudziłam? Bywa.
– Koncert będzie po wuefie – odparłam swobodnie, nie oszczędzając palców. – Teraz to tylko próba – na potwierdzenie moich słów strzeliłam jeszcze kilkakrotnie z łokcia. Hej, czy ja czuję skruchę? Zdecydowanie za dużo czasu spędzam z tym beksą Chanyeolem, robię się miękka. Tylko tego brakowało.
– Ciekawe, co ta próba robi pod moimi drzwiami – zauważył, a ja, przypominając sobie, po co tu jestem, przygryzłam lekko wargę. Tak to jest, gdy za dużo przebywasz z dumnymi ludźmi. Chociaż po zwianiu z domu chciałam wyrzucić z siebie wszystkie cechy, jakie tam nabyłam, to trudność powiedzenia 'przepraszam' jednak pozostała.
– Próba potrzebuje chwili – oznajmiłam, uspokajając oddech. – wczoraj byłam trochę... pijana, można tak powiedzieć. Moja odporność na alkohol wynosi dokładnie zero procent, o ile nie jest na minusie – wyznałam na jednym tchu, licząc w myślach owce. – I jako, że nie byłam zdolna myśleć trzeźwo, to, hemm. – w tym momencie zacięłam się na dobre, zapominając języka w gębie. Hyo, co się z tobą dzieje? Przecież już dawno doszłaś do wniosku, że ten zły kontakt rozpoczęłaś ty. Więc dlaczego, do cholery, nie mogę wykrztusić tego słowa?
– Too? – spytał wyczekująco. To ciekawe. Dlaczego ludzie widząc, że już masz coś powiedzieć cię upominają? To wcale nam nie pomaga, a wręcz przeciwnie! O ile już miałam jakoś sformułować te przeprosiny, tak teraz zupełnie uciekł mi wątek.
– Summimasen! – rzuciłam w końcu. Idiotka. Ten frajer nie zdał sobie sprawy, że poganiając mnie wcale nie ułatwi mi zadania. Nie moja wina, że gdy się denerwuję, nie mówię po Koreańsku. Mogło być gorzej. Zawsze mogłam kazać mu iść się pieprzyć po hiszpańsku.
– Że co?
Zerknęłam na wykładowcę, zadzierając lekko głowę. Ja rozumiem, są ignoranci, matematycy, frajerzy, są nawet wszyscy naraz, ale żeby nie zrozumieć nieskomplikowanego słowa po Japońsku?
– Japońskiego nie rozumiesz? – mruknęłam, zawiedziona, na co on pokręcił tylko głową. – Chiński? – kolejne zaprzeczenie. – Tajski? – Znów. – To po jakiemu ja mam to powiedzieć?
– Może spróbuj po Koreańsku – zasugerował, uśmiechając się delikatnie. To było pytanie retoryczne. W sumie, po co gadam do siebie?
– Przepraszam – wymamrotałam pod nosem. – Za oskarżanie, groźby o misiach, za śliwę i... za maskę – przewróciłam oczami, wykrztusiwszy to z siebie. No, nareszcie. Sąsiad jednak nie uśmiechnął się z wyższością, nie prychnął, nawet nie kazał mi iść się wypchać. Moje winy zostały mi wybaczone? W tamtym momencie odczuwałam już tylko ochotę na spieprzanie stamtąd jak najszybciej i jak najdalej. – Dobra, idę. Czas oblać sąsiada. Miłego. – odwróciłam się na pięcie nie zaszczycając go spojrzeniem i odmaszerowując. Dlaczego czułam się tak nieswojo? Co mnie znowu złapało? Może to przez Nari i jej ciągłe narzekanie na życie?
– Jinhyo? – dobiegło do mnie.
– Hm? –
spytałam nieprzytomnie, zatrzymawszy się na moment. Ziewnęłam przeciągle, odwracając się w stronę Jaehyo.
– Jesteś
boso – zauważył, a ja zerknęłam na swoje stopy.
Faktycznie, były gołe.
– I co? –
rzuciłam głupio. – Nie wtrącaj się, taki był zamiar!
– Jaaasne
– przeciągnął, a jego wzrok palił mnie w plecy podczas gdy
przemierzałam resztę korytarza. – Miłego dnia, Hyo.
Co on sobie wyobraża? I od kiedy, do cholery, przestał używać pełnego imienia?
Trzasnęłam drzwiami wejściowymi, zirytowana, od razu biegnąc do łazienki i kierując się do wiadra z lodowatą wodą. Upewniając się, że niczego nieświadomy sąsiad stoi pod oknem napełniłam kolejne dwa i ustawiłam je jedno za drugim, by mieć łatwiejszy dostęp. O ile sąsiad przy pierwszym nie zareagował (co poradzisz, przyzwyczajenie), tak przy drugim się zbuntował, więc trzecią amunicją nie była sama zawartość, ale i plastikowe wiadro, które z hukiem spadło na jego tłusty łeb.
– Headshot – oznajmił Jaehyo, opierając się o barierkę swojego balkonu. – Celujesz lepiej niż liczysz.
– Wszystko robię lepiej niż liczenie – odparłam, wyciągając z szafki patyczki do uszu, po czym wypchałam nimi magazynek starego colta, którego znalazłam dzisiaj rano w moich gratach. Pominę fakt, że colt był prawdziwy i jeśli Nari się o tym dowie, to od razu zacznie szukać naboi, które wciąż leżały gdzieś pomiędzy moją bielizną i wpakuje kulkę pierwszemu lepszemu człowiekowi.
W sumie ten pistolet był jedyną rzeczą, którą zabrałam z domu i która dotąd nie wylądowała w koszu. Prezent od dobrego znajomego, byłego chłopaka mojej siostry, z którym zerwała (bo sama go zdradziła? Logika kobiet.), chociaż gość był całkiem spoko. Szkoda tylko, że miał prawie trzydzieści lat. Wycelowałam w Jaehyo i pociągnęłam za spust, ale ten frajer zdążył uniknąć pierwszego pocisku.
– A ja? – zaczął się domagać sąsiad, niezbyt rady z tego, że cała moja uwaga nie jest już skupiona na nim. Nie wspominałam? To masochista.
– Spadaj – odparłam, odkładając colta i przeklinając świat pod nosem. Zatrzasnęłam okno i zasunęłam zasłonki, mając już na dobry start dość tego przeklętego dnia. Czeka mnie jeszcze wizyta w wydawnictwie. Świetnie.
– Jest
prawdziwy?! – wrzasnęła Nari, wchodząc do łazienki, a mówiąc
to miała na myśli pistolet, którego nie zdążyłam schować za
plecami. Ups, nadchodzi apokalipsa. – JEST! DAWAJ GO!
– Poczekaj!
– uspokoiłam ja, bo dziewczyna zaczęła skakać w miejscu,
uśmiechając się szeroko. – Chociaż czekaj. Najpierw powiedz mi, kogo chcesz
zabić. – Tak, Hyo, bardzo pacyficzne wyjście z sytuacji. Powinnam
ją zatrzymać? Dobre sobie, ludzie, ja chce żyć! I chyba będę,
przeciwnie do osoby na celowniku Nari. Tak bardzo nie współczuję.
– Takiego
jednego frajera – mruknęła pod nosem, a w mojej głowie zapaliła
się nagle czerwona lampka. Postanowiłam jednak ją chwilowo
zignorować i rozwiązać sprawę nieco inaczej.
– Dam ci
go – pomachałam jej bronią przed twarzą, trzymając jednak mocno
za ramiona, żeby przypadkiem się nie wyrwała. – Ale jeszcze nie
teraz, dobra? Znaczy, nie zabijaj. Możesz sobie na kimś poćwiczyć,
cel dowolny. Ale tamtego frajera – mówiąc to wskazałam na
budynek, w którym mieszkał nasz wykładowca. Co z tego, że widok
zasłoniła ściana i zatrząśnięte okno, w dodatku z opuszczoną
roletą. Dziewczyna zaczaiła w mig, o co mi chodzi. – Zostaw mnie.
– Jesteś
gorszą sadystką ode mnie – stwierdziła, po chwili wzruszyła
ramionami i spojrzała na pistolet, który wcisnęłam jej w dłonie.
– Naładowany?
– Patyczkami
do uszu – uzupełniłam, a jej zdezorientowane spojrzenie
podpowiedziało mi, że ten ładunek był dość niecodzienny, nawet
jak na mnie. – Potrzeba matką wynalazków.
– Jak to się nie nadaje? – warknęłam na wydawcę który tylko kręcił przecząco głową, wskazując na projekt. Zacisnęłam wargi, gdy miała się zza nich wydobyć niezbyt miła i kulturalna wiązanka, adresowana jasna sprawa do mężczyzny. - Zrobiłam dokładnie to, co chciał klient!
– Ale to jest liche – zauważył, a ja zgrzytnęłam zębami. Co to to nie, staruszku. Nie dam sobie chodzić po piętach, nie ze mną te numery.
– Sam wpadłeś na ten pomysł, więc licha jest tylko twoja wyobraźnia – odparłam, a w moim głosie wręcz wibrowała wściekłość – Jak ci nie pasuje, możesz wynająć innego rysownika – wzruszyłam ramionami, a gdy już miał odpyskować, dodałam: – ciekawe kto inny zrezygnuje z praw autorskich za takie pieniądze, bo nie ma innego wyjścia. Oh, czekaj – żaden!
– To złapię kolejnego studenta.
– Dobre sobie – prychnęłam. – Bardzo dobrze wiesz, że jeśli nie zaakceptujesz tego i nie zapłacisz mi za projekt, to pójdę do konkurencji? Nie robię tego z szacunku dla niektórych pracowników tego biura, ale mogłabym – zagroziłam. – I wtedy całkiem przypadkiem na rozmowie kwalifikacyjnej rzuciłabym... o, dajmy na to jakimś hasłem, jak na przykład: molestowanie swoich pracownicz....
– Wystarczy – przerwał mi szef, unosząc dłoń, co zapewne miało być gestem godności, ale dla mnie ten facet był już z niej całkowicie wyprany, o ile domniemaną godność przed praniem miał. – Ile chcesz?
– Dodatkowe piętnaście procent – zażądałam. Fakt, mogłabym iść do konkurencji. Ale ten staruszek dawał się tak łatwo orżnąć... a kto wie, ile w innym wydawnictwie mogłabym czekać na awans na chociażby trzeciorzędnego rysownika? Może rok, może dwa, może trzy, albo i więcej.
– Wpłacę na konto – wymamrotał, przyglądając się szkicowi. Uśmiechnęłam się czarująco, co zapewne wyglądało, jakby psychopata szczerzył się do swojej ofiary przed rozjebaniem jej piłą łańcuchową. Good try.
– Jak się nazywał ten ped... piosenkarz, którego lubisz? – zapytał obojętnie, kręcąc długopisem.
– Jaejoong! – upomniałam go od razu, bo chyba każdy stąd miał okazję przyjrzeć się mojej kolekcji portretów Hero, których było... lekko ponad czterysta, jeśli się nie mylę. I codziennie ich przybywało. Powiedzmy, że każdy w trochę inny sposób wyżywa się nad otoczeniem, podczas gdy Kim Jaejoong siedzi w mundurze w wojsku, a ja miałam to do siebie, że wyżywałam się właśnie na kartkach i ołówkach. Których de facto dużo już nie mam, więc wypadałoby ich dokupić. – Dlaczego pytasz?
– Bez
powodu – odparł szybko, machając dłońmi przed twarzą na znak
swojej niewinności. Zmarszczyłam brwi, po czym wzruszyłam jednak
ramionami i wstałam z krzesła, zarzucając plecak na ramię. –
Czemu chodzisz z tym cholerstwem? – spytał, wskazując na mój
'bagaż'.
Nie wspominałam? Mój szef jest przewrażliwiony na punkcie mody, a ja psuję i rujnuję jego idealny świat we wszystkich (w tym i pudrowych, ble) barw różu poprzez pojawianie się w miejscu jego pracy ubrana jak – zacytuję – niedorozwinięta na fejm dwudziestego pierwszego wieku chuliganka, która powinna nie przyjść na tą ziemie w postaci człowieka. Nic nie poradzę na to, że plecak miał już swoje lata i był nieco przetarty, miejscami nawet rozdarty. Przywiązałam się do niego i nie mam zamiaru zmieniać go na markowe czy niemarkowe i niepraktyczne torby.
– Spójrz na swoje ohydztwo – odparłam, dłonią wskazując żółtą marynarkę, która w połowie była przecinana przez czerwoną, pionową część, nazywaną przez pracowników ładującą się częścią garderoby.
– Obraziłaś Hankę – odparł, obrażony, a ja wytrzeszczyłam oczy – Co? Aligatory nie mogą mieć imienia?! Szowinistka!
– Na chuj ci garnitur z aligatora?
– Młoda damo! - krzyknął, upominając mnie, a w odpowiedzi otrzymał tylko ziewnięcie.
– Dobra. Na cholerę ci to kurewstwo?
– Jinhyo!
– Ty już nie zgrywaj takiego kulturalnego i nietykalnego, szefuniu – prychnęłam, rozkładając się wygodnie na skórzanym fotelu i zakręcając nim, mamrocząc pod nosem wesołe 'buuh', jak dziecko z podstawówki. – Jak się upijesz, to od ciebie też można usłyszeć ciekawe rzeczy. Ostatnio mówiłeś chyba... rżnąłbym cię. A gdy spytałam, kogo masz na myśli, bo mówiłeś do ściany, odpowiedziałeś, że Hankę. Zastanawiam się, czy chodziło ci właśnie o marynarkę, czy o dziewczynę – albo chłopaka, kto z tobą wie! – o imieniu Hanka.
– Zapomniałaś wspomnieć o mojej pralce – stwierdził po chwili namysłu, a ja uderzyłam się głową o blat biurka zastanawiając się, co ja tu jeszcze robię. – Ale mniejsza, nie rozprawiajmy o tym. Dlaczego to ty mnie szantażujesz? To ja jestem tutaj szefem, do licha!
– Na
miejsce tego licha wstaw 'do kurwy nędzy' – doradziłam. – Może
wtedy zyskasz trochę szacunku, ale szczerze w to wątpię, jak dla
mnie ty nigdy nie spotkałeś się z tym pojęciem. – Wiecie,
szczerość to podstawa. Przebywając z Nari zdążyłam już wiele
razy się o tym przekonać. Mało kto wytrzymywał z nami przez
wredne komentarze, które rzucałyśmy niemal co chwila. Ale
przynajmniej nie otaczali nas fałszywi przyjaciele.
– Dlaczego
od razu tak brzydko? – zdziwił się, a ja przewróciłam oczami. –
Nie odpowiedziałaś mi na pytanie! Dlaczego mnie szantażujesz?
– Bo to
zabawne – odparłam, powstrzymując wybuch śmiechu, gdy jego twarz
zrobiła się czerwona. Taka była prawda. Co ciekawe, wciąż nie
znam jego imienia ani nazwiska. Każe wszystkim mówić na siebie
'szef'. Może tylko ja się z niego naśmiewam, a reszta pracowników
regularnie sika w majtki na jego widok? Cóż, tak już bywa. Jestem
dość beztroska, do czasu, aż nie okaże się, że wpakowałam się
w niezłe bagno. Z którego potem wyciąga mnie kochana Narnia
(szkoda tylko, że nie bezinteresowna) a mój portfel i karta
kredytowa cierpią w męczarniach.
– Umówmy
się jakoś – zaproponował po chwili namysłu, wyciągając białą
kartkę i gryzmoląc na niej coś tym swoim nieczytelnym pismem. –
przestane kwestionować twoją pracę, a ty zaprzestaniesz szantażu.
Może tak być? – Jego propozycja była niegłupia.
– Zależy,
co masz na myśli poprzez kwestionowanie pracy – mruknęłam w
końcu.
– Przestanę
uważać, że wszystkie twoje pomysły są liche i odrzucać je,
zanim zdążysz cokolwiek powiedzieć – zaczął wymieniać,
chociaż niechętnie. Oho, czyżby moje zachowanie aż tak go
denerwowało, że rozważył mianowanie mnie pomysłodawcą?
Apokalipsa coraz bliżej.
Mojego
dobrego humoru nie popsuło nic. Świadomość, że na pierwszej
lekcji mam matematykę nie wywoływała żadnych negatywnych uczuć.
– Wszyscy
zaczęliśmy od złych baz – stwierdził Jaehyo, a Nari, dotąd
pochłonięta lekturą nowego opowiadania yaoi, które wyczaiła na
jakimś blogu z jednopartami nc-17, nagle uniosła głowę znad
ekranu telefonu. – A jako, że w końcu siedzimy tu razem ponad
osiem godzin tygodniowo, to może wypadałoby się trochę lepiej
poznać?
Nasza grupa nie liczyła wiele osób. Było nas piętnaście z hakiem, więc stosunkowo mało jak na studentów. Powód był prosty: zaczynaliśmy lekcje najwcześniej i mieliśmy niemal najgorszy plan lekcji. Sporo osób przeniosło się do innych grup, a nas zostało tyle ile zostało. Cóż poradzić, nasza uczelnia była nieco nietuzinkowa. Ekonomia i rachunkowość, fighting!
– Ktoś chętny, żeby zacząć?
Zdmuchnęłam kosmyk włosów z twarzy i położyłam się wygodnie na ławce, obserwując dalszy bieg wydarzeń. Zgłosił się najpierw chłopak, na oko nieco starszy ode mnie. Widziałam go już na mieście i kojarzyłam, że pracował w sklepie z elektroniką w centrum handlowym, niedaleko naszego domu. Wysoki, jednak niższy od Jongina, który mógł pochwalić się dość imponującym wzrostem. Niezbyt barczysty, o raczej wąskich ramionach i talii. Jaehyo skinął na niego głową, siadając po turecku na podeście i opierając łokieć o kolano, a twarz kładąc na otwartej dłoni. Wzrokiem przemierzał po całym (niewielkim, co tu się oszukiwać) pomieszczeniu.
– Chociaż mamy tu wiele wiedźm – wzrok chłopaka skierował się na Nari, która pokazała mu tylko środkowy palec i uśmiechnęła się wrednie. – To chyba jesteśmy jedną z najspokojniejszych grup. Ale czy inicjatywa nie powinna pochodzić od nauczyciela?
– Czyli mam zacząć – stwierdził Jaehyo, nie zmieniając pozycji. Uśmiechnął się delikatnie. – Co chcecie wiedzieć?
– Ma pan dziewczynę? – rzuciła któraś z dziewczyn, a reszta zaczęła chichotać.
– Albo chłopaka – wtrąciła Nari tak cicho, że tylko ja to usłyszałam. Pokręciłam niedowierzająco głową i oparłam ją o ramię przyjaciółki, przymykając powieki.
– Była, ale się zmyła – oznajmił Ahn, a ja zerknęłam na niego zaciekawiona. Wcale nie wyglądał na specjalnie przybitego. Chyba nie tylko ja byłam zdziwiona tą spowiedzią, bo pod napływem zdumionych spojrzeń nasz wykładowca zdecydował się rozwinąć temat: – Miałem jeszcze kilka miesięcy temu narzeczoną, ale coś nie wyszło.
– Czas na
zmianę orientacji – szepnęła Narnia, a ja byłam w tym momencie
pewna, że oczy świecą jej się jakby była rasowym pedofilem. W
sumie, to nim jest. Ale dobrze się ukrywa. I gwałci tylko
piosenkarzy i aktorów. Shim Changminie, twój koszmar nadchodzi. Lepiej schowaj się gdzieś pod łóżkiem i nie wychodź stamtąd dopóki nie Nari nie znajdzie sobie wreszcie kogoś, czyli jakieś trzy lata, o ile nie więcej.
– Jakoś nie wygląda pan na specjalnie zdołowanego – odparł chłopak, który zarzucił pomysłem.
– A dlaczego miałbym być? – spytał Jaehyo. – Nie lepiej się uśmiechać? Przeżyłem już to.
– Mówi się trudno, i płynie się dalej, płynie się dalej – zanuciłam, a kilka osób w moim otoczeniu niemal zachłysnęło się powietrzem. Ahn spojrzał na mnie i przewrócił oczami, wciąż się jednak uśmiechając. Aha! Jednak zdrowy rozsądek nie miał racji, każąc mi spierdalać w podskokach sprzed jego drzwi. Wydaje mi się, że zyskałam dzięki moim przeprosinom nieco przychylności z jego strony. Yah, może jednak uda mi się zaliczyć semestr z matmy?
– Mniej
więcej tak. Kto teraz? – Jego wzrok skupiony był na mnie, jakby
oczekiwał, że się zgłoszę. Phi, jeszcze czego. Natomiast z ławki
przed nami wstał ktoś inny, a ja ciekawie spojrzałam na przyszłego
mówiącego, którym okazał się nie kto inny, lecz obiekt
westchnień naszego Chanyeola i pierwszorzędny pijak – Byun
Baekhyun.
– Bekon
jestem – oznajmił wesoło brunet, a swobodny ton, jakim to
powiedział przyczynił się do udzielenia dobrego humoru wesołego
wirusa niemal wszystkim w tym pomieszczeniu. Nawet Nari, dotąd
zobojętniała, uniosła głowę znad telefonu, a następnie oparła
ją o swoją dłoń. Na wargach mojej przyjaciółki zagościł lekki
uśmiech, tak rzadko ostatnio spotykany. Nie wiem, co za facet ją
źle potraktował, bo powodem jej koszmarnego humor najpewniej jest
jakiś przedstawiciel płci męskiej, co zdążyłam już dawno
zgadnąć, ale obiecuje, że własnymi paznokciami mu oczy wydrapię.
Może i
dziewczyna na co dzień wydawała się raczej twarda i harda, ale
prawda była taka, że od jakiegoś czasu brakowało jej kogoś u
boku. Wiecie, w pewnym momencie życie chyba każda kobieta odczuwa coś jak magnetyzm magnetyzm do jakiegoś mężczyzny. W wypadku Nari
chyba stało się to dość niedawno, bo wciąż się nie otrząsnęła
i chodziła po domu zła na cały świat. Jako osoba o dość trudnym
charakterze i pochodząca z rodziny o niezbyt dobrej reputacji a w
dodatku mająca za sobą trudne dzieciństwo, Nari była raczej
sarkastyczna, wredna i szczera do bólu. Nie mam pojęcia, dlaczego
to akurat do mnie się zbliżyła. Nigdy w swoim życiu nie sądziłam,
że pewnego dnia znajdę kogoś, kto na pewno nie będzie plotkował
za moimi plecami albo komu nie będzie zależało na przychylności
moich rodziców. A jednak. Po dość burzliwej awanturze ze swoim
ojcem, podczas której kazał jej wynosić się z domu, Naria stała
się niedostępna. Przeprowadziła się do Seulu i jak już wcześniej
wspomniałam – szukała współlokatorki. Poznałyśmy się obie
dość szybko, bo i ja w tym okresie narzekałam na złe kontakty z
rodziną i jakoś się stało. Ja zwiałam z wielkiego
apartamentowca, w którym zawsze obowiązywał zakaz jakichkolwiek
wrzasków, ona pomogła mi przemycić trochę moich rzeczy i jakoś
tak wyszło. Zdążyłam dobrze poznać moja współlokatorkę, a ona
oddzielała mnie wielkim murem od rodziny, która ostatnimi czasy
usilnie starała się ze mną skontaktować, jakby dopiero po paru
miesiącach zorientowali się, że jednej osoby zabrakło w domu. Ja
natomiast odstraszałam od niej wszystkie dziewczyny, które starały
się z nią zaprzyjaźnić. Nie z czystej wredoty, czy zazdrości...
po prostu Nari nie potrafiła nikomu odmówić. Była najmilszą
osobą jaką znałam, a było to zarówno zaletą jak i wadą. A
gdyby tym dziewczynom coś do łba strzeliło, mogłyby z tego
skorzystać. A zawodu po tym, jak osoba, której ufamy robi nam coś
okrutnego akurat nikomu nie życzę, a już na pewno nie dziewczynie,
która była dla mnie jak siostra.
Wiem, że
teraz czuje się źle, zapewne przez tego frajera. Może to był ten
tajemniczy Hyukkie, który ją upił, może Bombuś, czyli poprzedni
właściciel batonika z likierem, a może i jeden i drugi. Kto wie,
gdy Nari mamrocze pod nosem, można się spodziewać najgorszego. Ale
gdy nie mówi o swoich sprawach z własnej woli, raczej nie powinno
się wtykać do nich nosa. Taką już obie mamy zasadę.
– Żyję
prosto – oznajmił Byunbaek, przerywając moje rozmyślania. – Z
rodzicami, przeciwnie do takiej jednej – tu odwrócił się w moją
stronę, a ja kopnęłam go w kostkę pod ławką, co skutkowało
lekkim grymasem. – Czasem i u niej piję... Jak mnie jasna sprawa
zaprosi.
– Dobre
sobie – prychnęłam. – Sam się wpraszasz i lejesz w trupa, mnie
w to nie mieszaj.
– Dobra,
nie rób mi już tu cenzury – mruknął, a ja rzuciłam w niego
długopisem. – A wiesz co, olewam cię!
– To
świetnie, ja ciebie też – odparłam wrednie, uśmiechając się
uroczo.
– Nadajecie
się do komedii – stwierdził Jaehyo, a Baek tylko podskoczył w
miejscu. Od dawna chciał zostać aktorem, a gdy ktoś go
komplementował zaczynał się kłaniać i dziękować. Nasz pokaz
aktorstwa chyba wszystkich rozbawił, bo nie tylko on miał uśmiech
na twarzy.
– Byun, to
nie jest taki zły pomysł! – podchwyciłam. – Olejemy studia i
rodzinę, żeby zostać profesjonalnymi błaznami opowiadającymi
fizyczne żarty, których i tak nikt nie rozumie?
– Wtedy to
już zupełnie cię żaden facet nie zechce – odparł Baekhyun, a
ja po chwili pokiwałam smutno głową. – Taka z ciebie wiedźma,
że nawet dnia by z tobą nie wytrzymał. Postawię skrzynkę piwa
temu, który ci się kiedyś oświadczy. Bardziej już prawdopodobna
jest inwazja kosmitów na Ziemię.
– Masz
rację – przyznałam. – Niezwykle rzadkie zjawisko. Nie
przyzwyczajaj się tylko, co?
– Jasne,
ahjumma – wyśpiewał wesoło, przez co dostał kolejnego kopa w
kostkę i usiadł na krześle, podśpiewując cicho swoją ostatnio
skomponowaną piosenkę. Z tego pamiętam, nosiła tytuł Miracles in
december i została trzykrotnie odrzucona w wytwórniach. Powiadam
wam, po tym świecie chodzili sami dupole.
Reszta
godziny minęła dość wesoło, a wszyscy chichrali się i
zapowietrzali przy każdym nowym uczniu. Zdecydowanie dawno nikt nie
miał takiego wesołego wykładu i to sprawiło, że nastrój
udzielił się i mnie. Nie podejrzewałam niczego, chcąc wyjść z
sali i dołączyć do Nari, stojącej już po drugiej stronie.
– Jinhyo,
możesz na moment zostać?
Odwróciłam
się w stronę Jaehyo, który przeciągnął się, wciąż siedząc
na podłodze i podniósł na nogi, ziewając cicho. Zerknęłam na
niego ciekawie, gdy z jednej z szuflad biurka wyciągnął moja
teczkę ze szkicami. Moment, co ona u niego robi?
– Zostawiłaś
wczoraj – wytłumaczył, podając mi ją i obserwując, jak zerkam,
czy czegoś nie brakuje. – są twoje?
– Nie,
mojej siostry – skłamałam gładko, przeglądając ostatnie
rysunki. – Miałam je jutro zanieść do jej wydawnictwa, bo jej
coś wypadło – usprawiedliwiłam się tym samym argumentem, co
zawsze, gdy ktoś podejrzliwie spoglądał na moje rzeczy.
Uwielbiałam rysować, to prawda. Ale nie lubiłam, gdy dowiadywał
się o tym ktoś spoza kręgu zaufanych osób. Nawet Nari o tym nie
mówiłam. Pomińmy fakt, że mojej siostrze nie powinno się dawać
do ręki ołówka do innych celów, niż zapisanie równania
matematycznego. – Dziękuję.
– Hej,
Szatanie z baru! – powitał mnie głos Lee Taemina, a ja przez
dobry humor nie rozłączyłam się po usłyszeniu go. To, że czegoś
chciał było ewidentne.
– Czego
chcesz, Taemin? – spytałam od razu, nie siląc się na żadne
formułki grzecznościowe czy przywitania. Jestem dość bezpośrednią
osobą.
– Jak
zwykle do sedna – mruknął, a w tle usłyszałam dźwięk
stłuczonego kieliszka i czyjś wrzask. – Mamy... taki mały tłok
w barze – wytłumaczenia były niepotrzebne, bo doskonale
wiedziałam, jak wygląda o tej porze bar w piątki. Co wcale nie
zmieniało faktu, że zostałam stamtąd zwolniona. - Zaprosiłem
znajomego do pomocy, ale coś nam nie idzie. Przydałabyś się, żeby
chociaż kilku stałych klientów się nieco uspokoiło.
– I co z
tego będę miała? – spytałam w końcu, opierając się o blat
kuchenny. Pominę fakt, że robiąc to nie potknęłam się omal o
własne nogi i nie zahaczyłam głową o niebezpiecznie wysunięty do
przodu róg stołu. Złośliwość rzeczy martwych.
– A czego
oczekujesz? – odparł pytaniem na pytanie, a ja zaczęłam zacierać
ręce.
– Przez
następne dwa tygodnie – oznajmiłam dumnie – kupujesz mi drugie
śniadanie w piekarni, gdzie pracuje Jongin i przynosisz na uczelnię.
– Stoi –
zgodził się od razu, podejrzliwie szybko. Czyżby imię Kkamjonga
miało tu coś do rzeczy? Być może. Za dużo czasu spędzałam z
Nari oglądając dramy o związkach męsko-męskich (które swoja
droga czasem były wzbogacone o sceny przeznaczone dla osób powyżej
lat osiemnastu), żeby nie widzieć, co się dzieje z Taeminem. Może
już niedługo czeka nas kolejna parka gejów w jednym apartamencie?
Wtedy już wcale nie będę mogła spać. – Tylko się pospiesz.
– Będę
za kwadrans - oznajmiłam, gdyż buty miałam już na nogach i byłam
wciąż ubrana w ciepłą bluzę, a to wszystko sprawka lenistwa.
Narzuciłam jeszcze na szyję szalik, gdyż Nari zabiłaby mnie,
gdybym się przeziębiła, bo w moim przypadku może się to zmienić
nawet w zapalenie płuc. Ah, kochana nieuwaga w duecie z niesamowitym
nierozgarnięciem.
– Przybyłam,
zobaczyłam i załamałam ręce.
Taemin
zerknął na mnie z ulgą w oczach, a kilku mężczyzn, którzy
zwykle siedzieli przy barze i rozprawiali o ich pracy pomachało do
mnie. Czasem wtrącałam się w ich dyskusje i pyskowałam ile
wlezie, korzystając z okazji. Lee zaprowadził mnie do baru, a jego satysfakcja była wyczuwalna. Zabije tego gówniarza. Nie dość, że dałam się wciągnąć w harowanie za friko, to ten jeszcze naśmiewa się ze mnie, że zostałam wylana. Aish, czemu ja się na to zgodziłam?
Z zaplecza wyszedł brązowowłosy chłopak, wyższy ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów. Był więc wzrostu Taemina, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, który zapewne był spowodowany tym, że trzymał w dłoni butelkę wytrawnego wina z rocznika 80, pochodzącego z kolekcji o którą właściciel baru dbał jak oczko w głowie. Komuś się dostanie.
Z zaplecza wyszedł brązowowłosy chłopak, wyższy ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów. Był więc wzrostu Taemina, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, który zapewne był spowodowany tym, że trzymał w dłoni butelkę wytrawnego wina z rocznika 80, pochodzącego z kolekcji o którą właściciel baru dbał jak oczko w głowie. Komuś się dostanie.
– To jest
Bomb – wskazał mi Taemin, a brunet pokłonił się z szerokim
uśmiechem.
– Bombuś,
Hyuk, albo i Hyukkie – dodał, a ja zerknęłam na niego
podejrzliwie. W mojej głowie powoli zaczynało się rozjaśniać. –
Mam coś na twarzy?
– Nie, nie
o to chodzi – odparłam powoli i przeszłam do rzeczy: – Nie
piłeś może ostatnio z Narią? Taka szatynka, pyskata i wredna, z
cholernie mocną głową.
– Na...
Naria? Nari?
– Tak.
– Piliśmy
razem raz czy dwa - oznajmił z lekko zmarszczonymi brwiami, a ja już
zaczęłam planować mord na nim. - Z ostatniego prawie nic nie
pamiętam. Dlaczego?
– Są współlokatorkami - wtrącił Taemin, a Hyuk wytrzeszczył oczy.
Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
– Hyo! –
stwierdził radośnie. - Wspominała o tobie, nie raz, nie dwa.
Czasem miło, czasem jak o szmacie.
– Czyli
zawsze miło - podsumowałam. Tak, razem z Nari okazywałyśmy sobie
miłość w dość osobliwy sposób... - Mniejsza, nie ma czasu na
gadanie.
Przez
następne dwie godziny harowałam dość ciężko, pomimo zmęczenia,
nie najlepszego humoru oraz lekkiej nostalgii i zamyślenia
spowodowanego pojawieniem się Bomba, alias Hyuka, uśmiechałam się
miło do wszystkich klientów i odpowiadałam na pytania, które
powoli stawały się nieco nużące. Po tym czasie zjawił się ktoś,
kogo zupełnie się nie spodziewałam w tym miejscu.
Lokal
powoli pustoszał, a ostatni klienci zbierali się już do domu.
Odetchnęłam z ulga i odłożyłam notes na ladę, rozciągając się
swobodnie.
– Jaehyo!
– usłyszałam głos Bomba dość blisko i zdążyłam zauważyć,
jak przybija energicznie piątkę osobie, która (wszystkie moje
prośby do boga o to, by to imię nie należało do mojego wykładowcy
zostały jasna sprawa zignorowane) stała sobie spokojnie jakieś
piec metrów dalej i z pewnością dostrzegła mnie już wcześniej.
Może Nari
jednak mówiła z sensem, jeśli chodzi o ten batonik? Jeśli tak, to
faktycznie Jaehyo mnie upił (chociaż tylko pośrednio), a ja miałam
wiele powodów, żeby być na niego wściekła. Byłam niestety zbyt
zmęczona, by na kogokolwiek się wydzierać i usiadłam na pobliskim
krześle.
– Hyo,
Hyo, Hyo, Hyo – odpoczynek przerwał mi wesoły głos Hyuka, który
usiadł naprzeciw i szczerzył się do wszystkich, jakby właśnie
wygrał w totka. - Już zmęczona?
– Pracowałam
trzy razy ciężej niż ty – oburzyłam się, co było prawda, bo
podczas gdy on się obijał, ja latałam w te i wewte, zbierając
zamówienia i podając je jak najszybciej. W rezultacie ja, która
przyszłam tu, by robić najmniej, zrobiłam najwięcej.
– Nie moja
wina, ze... ała, za co to?!
- potarł policzek, w który oberwał notesem. Był on dość gruby,
wiec i musiało to go boleć. - Jeszcze nic nie powiedziałem!
– Zacznij
się przyzwyczajać - odparł Jaehyo, siadając obok Bomba i mierząc
mnie wzrokiem. Yah, ten frajer irytuje mnie jak nikt inny.
– Jest
przepiękna – odparłam złośliwie, palcem pokazując moje prawe
oko. - Nie widziałam jeszcze równie ładnego odcieniu fioletu.
– Dziękuję
– uśmiechnął się kpiąco. Śliwa co prawda wciąż była
widoczna, ale nie równie intensywnie co wczoraj. Dość szybko się
kurował.
– A ja się
zastanawiałem, czyje to dzieło... - mruknął do siebie Hyuk. -
Czyli nie trzeba was przedstawiać, tym lepiej.
Moja
ripostę uprzedził jednak huk, który świadczył o tym, że ktoś
właśnie wszedł do lokalu. Pomimo tego, że już tu nie pracowałam,
zirytowałam się poważnie na widok nieregularnego klienta, który
zwykł wkurzać mnie czasem przy ladzie, zamawiając co chwilę coś
innego i zmieniając zdanie częściej, niż dziwka zmienia
partnerów.
– Dobry
wieczór – oznajmił do niego Taemin, wyczuwając nadchodzące
kłopoty i mając w planach rozwiązać to jak pacyfista, o ile to
było możliwe.
– Spadaj –
odparł facet i zerknął na mnie, machając dłonią. Zgrzytnęłam
zębami, gdy kazał mi za sobą iść do lady i wskazał miejsce za
nią. – Ja i panienka Hyo utniemy sobie konwersację. – Minhyuk i
Jaehyo spojrzeli na mnie wyczekująco, a ja tylko wzruszyłam
ramionami i uśmiechnęłam się przemile, chociaż w środku
gotowałam się z wściekłości.
– Here
comes trouble – usłyszałam Lee, który oznajmiał to szeptem
pozostałej dwójce. – Bomb, włącz kamerę.
– Podaj
mi... jakiegoś mocnego drinka – stwierdził facet, a fakt, że nie
powiedział nawet 'proszę' rozwścieczył mnie jeszcze bardziej.
Kątem oka zarejestrowałam, że Taemin, Minhyuk i Jaehyo nie
spuszczają ze mnie wzroku, a Bomb trzyma telefon na poziomie wzroku
i czeka.
– Jasne –
mruknęłam, odwracając się do niego tyłem i ignorując fakt, że
nie patrzy już na półkę z poustawianymi butelkami alkoholu, a na
coś innego. Zniknęłam za szafą, usprawiedliwiając się brakiem
lodu w zamrażarce pod ladą i zapełniłam pierwszy lepszy dzbanek
wodą, wyciskając tam dobre pół cytryny.
Facet był
rozkojarzony, co ułatwiło mi zadanie. Stanęłam przed nim i
chlusnęłam mu w twarz zawartością dzbanka. Towarzyszył temu
wybuch śmiechu Taemina, niedowierzające spojrzenie Bomba i lekki
uśmiech na twarzy Jaehyo.
– Ty
szmato! – wykrzyknął, zrywając się z siedzenia i wycierając
oczy, które teraz zapewne piekły go jak cholera. – Agrh, wylecisz
na zbity pysk!
– Wyleciałam
już dwa dni temu – oznajmiłam, kłaniając się klaszczącemu
Minhyukowi i znów spojrzałam na niego. – Poprawić, czy wyjdzie
pan z własnej woli? – skierowałam się do stolika z moimi
rzeczami, wzdychając ciężko i mamrocząc pod nosem: rany, ale
palant.
Ponowny huk
drzwi wejściowych podpowiedział mi, że mężczyzna wyszedł z
lokalu. Nic bardziej błędnego. Drzwiami huknęła wkurwiona Naria,
która podeszła do faceta i walnęła mu w twarz prawym sierpowym
stopnia drugiego.
– Tylko ja
mam prawo nazywać cię szmatą – wytłumaczyła, widząc moje
lekko zdezorientowane spojrzenie i rozmasowała pięść. Po naszym
gościu ślad zaginął. Wiedziałam, że uwadze Nari nie umknęła
obecność Bomba, a domyślałam się, że apokalipsa dopiero się
zaczęła. – Mogę tego drinka?
– Jasna
sprawa – odparłam, zadowolona i podałam jej drugi dzbanek, który
przygotowałam od tak, w razie, gdyby jeszcze Ahn Jaehyo wpadł na
pomysł wkurwiania mnie. Naria uśmiechnęła się do mnie szeroko,
skierowała do stołu, przy którym siedzieli osobnicy płci męskiej
i zamachnęła się tak naczyniem, że woda z cytryną wylądowała
na twarzy Bomba.
– Ups,
wyślizgnął mi się z ręki! – pisnęła z takim sarkazmem, że
każdy był w stanie go wyczuć i oddała mi szklany dzbanek.
– Zbieramy
się? – spytałam, na co ona tylko pokręciła głową i spojrzała
na mnie, jakby upominała małe dziecko.
– Ty
piłujesz z buta – oznajmiła mi i pomachała kluczykami przed
twarzą. – Masz szlaban – przypomniała, a ja fuknęłam
niezadowolona i narzuciłam na ramiona bluzę Zico, z którą się
nie rozstawałam. – Przeziębisz się, kochanie. Szalik.
– Jaehyo
mieszka blisko – podrzucił Bomb, który zdecydowanie miał talent
do pogarszania sytuacji. – Prawda, Jae? Mógłbyś ją podwieźć.
– Obok –
poprawił Ahn i po chwili namysłu dorzucił: – W sumie, czemu nie.
Może będę miał wreszcie z kim pogadać, ale chwilowo muszę się
nieco wyżalić. Poczekasz? – zwrócił się do mnie.
– To
świetny pomysł! – podchwyciła Narnia, popychając mnie w jego
stronę.
– Nie,
pójdę pieszo – zaprzeczyłam grzecznie, żałując jednak nieco
mojej decyzji. Co jak co, ale perspektywa przebywania w jednym
samochodzie z moim wykładowcą mnie nie zachwycała. A chodzenie w wietrze i w ciemnicy... Agrh, lepiej wybrać mniejsze zło.
– Rozchorujesz
się – oznajmiła Nari, udając zmartwioną i uśmiechając się
delikatnie ale i nieco strasznie, a mnie przeszedł gwałtowny
dreszcz.
– Ale sama
nie zaproponujesz mi podwózki – zauważyłam cicho, a ona tylko
przewróciła oczami.
– Lecę
już – oznajmiła i wycelowała palec w Jaehyo: – Jeśli będzie
jutro chociażby przeziębiona, wykastruję cię. – Na te słowa
wymaszerowała z baru, a w drzwiach rzuciła jeszcze: – Do
kolejnego razu, Taemin! – a Bomba, który podbiegł do niej, chcąc
ją o coś spytać, najzwyczajniej w świecie zignorowała,
zatrzaskując mu drzwi przed nosem, w efekcie czego ten walnął się
o nie. Biedny Hyukkie. Ale najwidoczniej mu się zasłużyło.
Nie widząc
innego wyjścia, opadłam ponownie na krzesło naprzeciw Jaehyo i
westchnęłam ciężko, wbijając wzrok w sufit. Hyuk zebrał się z
drzwi i zniknął gdzieś na zapleczu, by po chwili wrócić z trzema
kieliszkami i butelką Jacka Danielsa, na widok której w mojej
głowie automatycznie zaszumiało.
– Nie piję
– rozwiałam nadzieję chłopaka i odsunęłam od siebie szklane
naczynie.
– Dawaj,
będzie fajnie – zachęcił mnie, a ja pokręciłam głową,
kategorycznie odmawiając.
– Nie mogę
– wytłumaczyłam, a w odpowiedzi na jego pytające spojrzenie
dodałam: – Problemy zdrowotne i słaba głowa.
– Bardzo
słaba – sprecyzował Jaehyo.
– A ty
pijesz, Jae? – spytał zrezygnowany Hyuk, obdarzając go smutnym
spojrzeniem. Ten tylko zaprzeczył ruchem głowy. – Przecież ty
masz mocną.
– Ale
siadam przed kierownicą – zauważył. – Gdybym jechał sam, to i
owszem, ale dzisiaj grozi mi śmierć, jeśli Jinhyo się coś stanie,
więc wolę nie ryzykować.
– A gdyby
nie groziła ci śmierć z rak Nari, zgodziłbyś się? –
zainteresowałam się, paznokciem wydrapując na stole nieokreślonego
pochodzenia znak, który od dłuższego czasu siedział w mojej
głowie.
– Może –
odparł, wzruszając ramionami i spojrzał zdegustowany na Minhyuka,
który wepchnął się na krzesło obok, pijąc z gwinta. – Ej,
alkoholiku, nie wystarczy ci?
– Zatapiam
swoje smutki – usprawiedliwił się Bomb, chociaż wcale na
smutnego nie wyglądał. A wręcz przeciwnie, miał wesoły uśmiech
na ustach. – To skąd się znacie?
– Pamiętasz,
jak wygląda maska mojego samochodu? – spytał rozbawiony Jaehyo, a
Bomb przytaknął. – To jej sprawka.
– Przeprosiłam!
– oburzyłam się autentycznie, na co oboje parsknęli śmiechem, a
ja zerknęłam na nich dziwnie. – O co wam chodzi? – Moje pytanie
zostało zignorowane, a ich śmiech stał się jeszcze głośniejszy.
– Z czego się nabijacie?
– Z twoich
humorków – wytłumaczył Ahn, a ja napełniłam policzki
powietrzem, przygotowując się do głośnego wypuszczenia go z ust.
– Raz wylewasz na ludzi wodę, raz chodzisz pijana po uczelni,
jeszcze kiedyś biegasz po Seulu jak szalona...
– Kim ty
jesteś, co? – dokończył Hyuk, wpadając mu w słowo. – Naria
nie przyjaźni się z normalnymi ludźmi, to już zdążyłem
zauważyć. Ale ty i tak mnie zadziwiasz.
– Możesz
sobie wpisać w wyszukiwarkę 'Ryu Jinhyo' – odparłam. – Wszyscy
wiedzą na mój temat więcej niż ja sama.
Po chwili,
gdy Minhyuk wykonał już tą czynność i wziął się za czytanie
strony, na której widocznie znalazł informacje na mój temat. Po
lekturze spojrzał na mnie dziwnie.
– To ona
jest na tym zdjęciu, prawda? – upewnił się, pokazując telefon
Jaehyo, a ten pokiwał głową, potwierdzając. – Jesteś córką
tego Ryu? – przytaknęłam,
nic nie mówiąc. – Ale jazda. Jae, gdybyś ją rozjechał, jej
ojciec wytoczyłby ci proces do sądu. Co ja mówię. Tobie non stop
grozi ktoś z jej otoczenia.
– Daj
spokój, Minhyuk – mruknęłam, przewracając oczami. – Dawno i
nieprawda, jasne?
– Jasne
– zgodził się chłopak, wystawiając w moją stronę butelkę. –
Wypij trochę. Ty skorzystasz z życia, a ja zamknę buzie na kłódkę.
Swojego rodzaju umowa.
– Lepiej
jej tego nie dawaj – odparł Jaehyo, odkładając butelkę na
podłogę obok stolika i nie pozwalając mi nawet jej dotknąć. Może
to i lepiej?
– Nie
chcesz nawet łyka – zasmucił się Hyuk, a po chwili oczy mu się
zapaliły. – Zagrajmy w kamień, papier, nożyce. Ja wygram,
napijesz się trochę, ty wygrasz, wiszę ci przysługę.
– Zgoda
– odparłam, a Jaehyo prychnął cicho pod nosem, mamrocząc 'co za
dzieci'. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, które oczywiście nie
skutkowało niczym i skupiłam się na grze z Bombem. – Trzy, dwa,
jeden. – Gra dobiegła od razu końca, gdyż Hyuk z góry obstawił,
że zacznę grę od standardowych nożyc i wystawił kamień. Peszek,
Ryu Jinhyo łamie wszystkie zasady, nie tylko te od kodeksu
drogowego, i jako pierwszy wystawia papier.
– Skończyliście?
– spytał Ahn, a Bomb schował twarz w dłoniach. – Przegrałeś,
stary. Możesz już iść się powiesić.
– Bez
przesady – stwierdziłam z uśmiechem, nie spuszczając wzroku ze
skulonego chłopaka. – Zadanie wymyślę ci kiedy indziej. Teraz
możesz mi przynieść szklankę wody?
– Jasne
– przytaknął, ochoczo wstając i zmierzając do lady. – Nie ma
już szklanek! Może być kieliszek?
– Może,
byleby coś było – odkrzyknęłam. Po chwili po barze rozległa
się piosenka, której tytułu niestety nie znałam, ale brzmiała
naprawdę świetnie. Hyuk podbiegł do stolika i zgarnął swój
telefon z rogu, by po chwili wyjść na podwórko.
Gdy
wrócił po kilku minutach i skierował się po napój, nawet nie
podejrzewałam tego, co zdarzy się dosłownie chwilę później.
Spragniona, chwyciłam kieliszek i wypiłam połowę za jednym
haustem, by po chwili odłożyć go gwałtownie na blat stołu i
zacząć kaszleć.
– Wsypałeś
tam co? – wycharczałam, zakrywając usta ręką i mrużąc oczy. –
Cholera, nie wiem co to, ale na pewno nie woda.
– To
woda – zaprzeczył autentycznie zdziwiony Minhyuk, a Jaehyo sięgnął
po kieliszek i przyłożył go do ust.
– Pomyliłeś
się chyba etykietami – zauważył. – To nie woda, tylko wódka.
– A
Nari mówi, że to ty chcesz mnie upić – mruknęłam pod nosem, a
w głowie zaczynało mi się powoli kręcić. – Zabiję cię, Hyuk.
– To
może się zbierajmy, dopóki jesteś przytomna, co? – zaproponował
Jaehyo, a ja wstałam powoli, podpierając się o blat stołu. Ahn
złapał mnie za nadgarstek, przerzucając go sobie przez ramię, ale
musiał się schylić ze względu na swój wzrost. – Jaka ty jesteś
niska.
– To
ty jesteś wysoki – odpyskowałam, a po chwili urwał mi się film.
– Hyuk?
– upewniła się Nari, patrząc nieco inaczej na Jaehyo, który
wniósł śpiącą Hyo do mieszkania.
– To
pomyłka – obronił go Ahn, ale dziewczyna machnęła lekceważąco
ręką. Kto by przecież podejrzewał, że po tym jak Minhyuk położył kieliszek z wodą na blacie, Taemin połozy tam również trzy inne z alkoholem, dla ostatnich klientów w barze, podczas gdy Bomb wyszedł odebrać telefon, że Naria jakimś cudem wytrzasnęła jego numer z książki telefonicznej czy internetu. Kto by przewidział, że Minnie, urodzona sierota, wywróci coś po drodze i będzie musiał wrócić po zmiotkę i szufelkę do schowka? I w końcu, kto by mógł pomyśleć, że Hyuk wziął pierwszy lepszy kieliszek z brzegu, bo w końcu postawił tam tylko jeden? A wszyscy oskarżali biednego Bomba o celowe upicie Jinhyo. Biedny Bomb. I tak nikomu go nie szkoda – Gdzie ją położyć?
– Tutaj
– Nari uchyliła drzwi do pokoju swojej współlokatorki, w którym,
o dziwo, panował ład i porządek. Tylko łóżko było
niepościelone, a poduszki walały się wszędzie. Jaehyo położył
Ryu na materac i nim zdążył zrobić cokolwiek innego, ta, jakby
wyczuwając, że leży w swoim posłaniu, owinęła się kołdrą i
przewróciła na bok, plecami do swojej przyjaciółki i wykładowcy.
– I to by było tyle.
– Nie
zabijesz mnie? – spytał Jaehyo, wstając i rozciągając się
nieco.
– Jutro
sobota – Naria wzruszyła ramionami. – Dojdzie do siebie.
– Te
rysunki – Ahn wskazał na kartki rozwalone na biurku, jednak
starannie schowane pod angielskimi, japońskimi i chińskimi
książkami. – Są jej, a nie jej siostry, prawda?
– Nie
lubi ich pokazywać – wytłumaczyła Nari, uśmiechając się pod
nosem. – Nawet mnie o nich nie mówi, a to znaczy, że są dla niej
naprawdę ważne. Ale udawaj, że nic nie widziałeś i nie wspominaj
o nich w jej obecności. Jeszcze się zirytuje.
– Zrozumiałem
– mruknął pod nosem, kierując się do wyjścia.
Tak, kochanie, twoja stopa jest majestatyczna.
____________________
Hops! Jestem! Przybyłam! Kłaniajcie się narody xD
Jak widać z lekkim poślizgiem, ale czekałam na szablon z publikacją rozdziału, ale... cóż, szablonu nie ma. Idźcie zlinczować Amnezję xDJestem na etapie fangirlowania na love me right, co chyba zresztą widać <3 Rozwinięcie akcji już coraz bliżej, jeszcze tylko trochę musicie wytrzymać z narzekaniem Hyo i moimi humorkami, a mogę was zapewnić, że będzie się działo xDHwaiting ♥
Tak, kochanie, twoja stopa jest majestatyczna.
idę czytać.
OdpowiedzUsuńklepie.
Klepłam i przybyłam z komentarzem, chociaż z trudem po tych twoich kopniakach w mój zacny zadek. Oczywiście to nic z tym jakie kopy dostaje Jae i on tak samo jak ja, nic sobie z tego nie robi xd bywa, nie skarbie? <3
UsuńHyo przepraszająca Jae, ano, koniec świata, apokalipsa i plagi egipskie. Serio, ta scena jest po prostu genialna <3
Nari i pistolet <3 to tak bardzo JA! Jakbym widziała siebie. Zawsze marzyłam o broni <3 to musi być cudowne móc strzelać do ludzi <3 lol, nie mów nikomu, że pisze plan morderstwa... mojej germanistki.
Bombuś się pojawił <3 Cześć Mój Alkoholiku <3
No i oczywiście schlał Hyo xd Już drugi raz xd teraz bezpośrednio i nieświadomie, a wcześniej pośrednio i również nieświadomie, rękami Nari xd lol, na chuj ja to pisze, przecież ty to wiesz.
Lubie scene jak Nari robi cytrynowy prysznic Minhyukowi <3 to takie kochane <3
BABY LOBE RIGHT! AHA! JUST LOVE ME RIGHT! AHA! <3
CZYŻ TO NIE JEST CUDOWNE?!
I ta stopa Baeka xd Boże, to jest takie... majestatyczne! no innego słowa nie mam, próbowałam, ale nie mam.
I tak mina mojego Hunniego: fajna stopa, hyung! SZACUNEK!
Idę w pizdu.
Nara skarbie <3
Ja tu już nawet nie wiem, co komentować xd Hyo, Nari, wykładowcę? Wyprałaś mi mózg, więc nie wiem, co mam mówić. Ale podoba mi się bardzo końcówka, jak Hyo idzie spać, a Jaehyo pyta o rysunki. Ciekawe, czemu je tak chowa...
OdpowiedzUsuńlow mi rajt, aha.
OdpowiedzUsuńale masz ładny szablon, ciekawe skąd.
"Biedny Bomb. I tak nikomu go nie szkoda" - skisłam.
miało być ruchańsko na biurku. i ciągle czekam na pojawienie się tej alkoholizującej się spierdoliny, która ma być mną - obiecałaś, teraz już nie odpuszczę!
http://funkyimg.com/i/XKXN.gif